czwartek, 20 listopada 2014

O włosomaniactwie czyli szaleństwie pięknych włosów

Cześć i czołem,

Dzisiaj coś z troszeczkę innej beczki a mianowicie recenzja książki, o której śmiało można powiedzieć że jest pięknym ukoronowaniem długiej pracy i była wyczekiwana przez rzesze kobiet i dziewcząt, w tym mnie. :)


Zaczęło się od forum na wizaz.pl. Szukając skutecznej i trafnej porady na temat pielęgnacji włosów najlepiej szukać było właśnie tam. Słynne forum kręconowłosych i bezsilikonowej pielegnacji przeżywało i przeżywa oblężenie. Istna kopalnia wiedzy na temat włosów- ich struktury, porowatości, ich potrzeb, składów szamponów, odżywek, masek, wcierek... 
Szczerze mówiąc sama tą wiedzę starałam się dawkować w sposób rozsądny i powolny, bo im bardziej się w to wgłębiałam, czułam, że z nadmiaru informacji zaczynają przepalać mi się styki w głowie. Dżizas... i jak ja mam się czegokolwiek dowiedzieć...

Poczułam się po prostu przytłoczona ogromem możliwości pielęgnacji i w najczarniejszych wizjach widziałam siebie spędzającą siebie po kilka godzin dziennie nad swoimi nieszczęsnymi, zabiedzonymi włosami. Czy to tak wiele chcieć podratować swoje kędziory, które się puszą, wywijają na wszelkie strony, nie słuchają się w ogóle? Ponadto otoczenie notorycznie mi dawało do zrozumienia, że lepiej mieć krótkie włosy i w ogóle po co je zapuszczać, jak tyle potem z nimi kłopotu?
  Próbowałam z koleżanką nieco zorientowaną w temacie przeróżnych zabiegów na włosy,  nowinek z internetów. Przenigdy nie zapomnę własnego przerażenia i zdziwienia podczas pierwszego laminowania swoich włosów :D.

Zaczęłam przeglądać przeróżne blogi, nie miałam pojęcia, że można tak niesamowicie wyczerpać temat pielęgnacji włosów. Można. I jak się okazuje, wcale nie trzeba być trychologiem ani dermatologiem, o fryzjerze nie wspominając. 

Przewijałam się przez przeróżne blogi, m.in. Czarownicującej i Kascysko. I trafiłam na Anwen. Miałam nieco wolnego czasu w wakacje i wstyd się przyznać, ale pomiędzy jedzeniem i spaniem czas wypełniał mi ten właśnie blog. Każdą kategorię na blogu przejrzałam po kilka razy chłonąc i systematyzując sobie już nabytą wiedzę. Na początku ogarnął mnie istny szał kupowania masek, odżywek, szamponów, olejów. Nie chcę nawet myśleć ile w przeliczeniu kosztują obecnie moje włosy :D I co? Kilka razy spektakularne efekty, innym razem zniechęcenie, kucyk rzadki jak mysi ogon, wypadanie włosów garściami. Byłam załamana. 
Dużo stresu, ciężki czas w życiu, kiepskie odżywianie i zbyt dużo produktów na włosy sprawiło,że chciałam się poddać i dać spokój moim włosom, zostawić takie jakie są, bo nie miałam zwyczajnie cierpliwości i siły. Oczekiwałam spektakularnych efektów w krótkim czasie, działając tylko od zewnątrz, co jak się potem okazało, kompletnie nie wystarcza.

Nadziei dodawały historie na blogu Anwen. Były inspirujące i motywujące do dalszej walki.
Hah, zdaję sobie sprawę, jak to głupio brzmi, bo samą mnie wkurzały kobiety nadmiernie dbające o urodę. Ale włosy długie, zadbane, naturalne, grubaśne i błyszczące to niesamowity atut. Nie te popalone rozjaśniaczem, z toną lakieru, wymyślnie ułożone przez fryzjera. Po prostu zdrowe włosy.

Jakiś czas temu nastąpił przełom. Przeglądam zdjęcia. Hmm... jakoś długie mam te włosy. Przecież ostatnio je podcinałam... i w kucyku jakoś ich więcej...
To jest mój mały sukces, który zawdzięczam właśnie blogowi Ani. :)

Dlatego też niesamowicie się ucieszyłam na wieść, że Anwen wydaje książkę. Zamówiłam ją ze sporym wyprzedzeniem, była co prawda nieco tańsza, ale dotarła do mnie grubo po premierze >.< :D (haha, zaczynam gadać jak jakaś wyznawczyni :D)
Szczerze mówiąc, troszeczkę sceptycznie podeszłam do książki, myśląc,ze będzie ona raczej folderem reklamowym niż wartościową pozycją.
Bardzo, bardzo, ale to bardzo się pomyliłam, za co szczerze i publicznie przepraszam. :)
Przeczytałam ją zaledwie w trzy wieczory i jestem mile zaskoczona i dopiero teraz czuję, że wiem, jak mam obchodzić się z włosami. Wiedza została usystematyzowana, rzetelnie zebrana i wyczerpująco napisana, zebrana z bloga została, w przystępny i jasny sposób opisana nawet dla włosowego laika. Dla mnie, "prawie" starej wyjadaczki, i tak była momentami czymś zaskakującym. Za co kolejny wielki plus. 
Książka jest bardzo ładnie wydana, (troszeczkę jak podręcznik do biologii :D) wydawnictwo jest mi  dobrze znane z nieco innej branży, bo mam od nich kilka pozycji dotyczących obróbki zdjęć i ilustracji :)
Podsumowując, mogę powiedzieć,że książka jest dla mnie bardzo przyjemnym rozczarowaniem, bo spodziewając się czegoś miałkiego i o małej wartości, otrzymałam coś niezwykle fajnego. Jedynym minusem jest dla mnie to,że nie ma w książce historii i zdjęć Ani, ale szanuję to.
Książkę czyta się lekko i jednym tchem. Coś czuję,że "Poradnik dla początkującej włosomaniaczki" będzie jednym z hitowych prezentów pod choinkę ;)
Tak więc walcie do sklepów, oblegajcie księgarnie internetowe, bo książka jest naprawdę warta uwagi. 



Pozdrawiam przedświątecznie,

Buzzgrow.


P.S. Dziergam dalej precjoza ze swetra.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz